Pomysł przepłynięcia SunCamperem 35 z Gdyni do Iławy zrodził się w ostatniej chwili. Okazją była prezentacja jachtu na wystawie POLBOAT YACHTING FESTIVAL 2021, po zakończeniu której postanowiliśmy ruszyć na szlak. Po 4 latach przerwy, jacht ze stoczni Balt-Yacht znowu stał się przez 4 dni naszym domem oraz środkiem podróży. Wybrana trasa okazała się być idealną dla tego rodzaju łodzi.
Z Balt-Yachtem przez świat – odkrywanie najciekawszych szlaków wokół Polski
Od ponad 10 lat stocznia Balt-Yacht jest pomysłodawcą i organizatorem rejsów produkowanymi przez nią jachtami. Pierwszym wyczynem było pokonanie po raz pierwszy po wojnie tak dużym jachtem motorowym trasy z Augustowa do Kowna. Był nim SunCamper 30, Jacht Roku 2010 w Polsce w konkursie organizowanym przez miesięcznik “Żagle”. Jeszcze w tym samym roku jachtem tym popłynęliśmy dalej, z Kowna do Kłajpedy, zaliczając cały szlak od Augustowa do morza Bałtyckiego.
Rok później wybór padł na rejs przez „Dzikie Pola”, po Dnieprze od Kachowki do Zaporoża. Niesłychanie ciekawy dla nas, chociażby ze względy na sentymenty i skojarzenia historyczne. Wszak płynęliśmy przez tak pięknie opisywane w Sienkiewiczowskiej „trylogii”, wschodnie rubieże Rzeczypospolitej.
Potem była Finlandia i pływanie po jeziorze Sajmaa, jednym z największych zbiorników śródlądowych w Europie. W następnym roku powróciliśmy do Augustowa, otwierając tzw. „Szlak Królewski” do Grodna, po zakończonym remoncie kanału Augustowskiego. Kolejnym ciekawym wyzwaniem była eksploracja Wełtawy, czyli „Szwejkowskimi śladami” (choć po wodzie, a nie pociągiem), od Pragi do Orlika. Niesłychanie piękny i oryginalny szlak wodny u naszych południowych sąsiadów. Zarówno do Kowna, jak i w Czechach, naszym domem był inny „houseboat” Balt-Yachtu, Balt 818 Tytan.
Następnie powróciliśmy do pływania SunCamperem 30. Celem było jezioro Balaton, po którego falach poruszaliśmy się bezszelestnie dzięki… napędowi elektrycznemu. Na Balatonie obowiązuje zakaz używania silników spalinowych przez jednostki rekreacyjne.
Nasze odkrywcze rejsy w krajach sąsiadujących z Polską zakończyliśmy zwiedzaniem dróg wodnych Berlina, cumując naszego SunCampera 30 w samym sercu stolicy Niemiec, niedaleko Reichstagu.
Każdy z tych rejsów miał swoją oryginalną specyfikę i pozwolił nam na przeżycie niesłychanie ciekawych przygód. Ale co najważniejsze, doskonale sprawdziły się w praktyce jachty wypornościowe Balt-Yachtu, zarówno SunCamper 30 jak i Balt 818 Tytan.
Z Balt-Yachtem przez świat – wracamy na rodzime szlaki
Po eksploracji dróg wodnych u naszych sąsiadów, przyszedł czas na bliższe poznania rodzimych szlaków. Od początku uważaliśmy, że powinniśmy zacząć od Pętli Żuławskiej z uwzględnieniem kanału Elbląskiego. To jeden z najciekawszych szlaków Europy, mający na swojej trasie jedyne tego typu zachowane rozwiązania hydrotechniczne na świecie!
Musieliśmy jednak z tym poczekać aż do bieżącego roku. Najpierw był brak czasu, potem dostępnych jachtów, wreszcie wybuchła pandemia „covidowa” i tak minęły cztery długie lata od naszej ostatniej wyprawy.
Jak zwykle w takich chwilach, warto czasem zadziałać pod wpływem impulsu. Okazja nadarzyła się z okazji udziału najnowszego „houseboata” Balt-Yachtu, SunCampera 35, w wystawie POLBOAT YACHTING FESTIVAL 2021 w Gdyni. Benedykt Kozłowski, współwłaściciel stoczni, a jednocześnie pomysłodawca naszych wszystkich rejsów, ponownie wezwał „swoją załogę” do zaokrętowania i ruszenia na szlak. Tym razem celem była Iława, a punktem startowym Gdynia.
Nasz rejs postanowiliśmy podzielić na cztery etapy:
- Z Gdyni do Górek Zachodnich
- Górki Zachodnie – Elbląg
- Elbląg – pochylnie kanału Elbląskiego – Siemiany
- Siemiany – Port Iława
Załogę SunCampera 35 stanowili przede wszystkim uczestnicy poprzednich rejsów: Benedykt Kozłowski, Jacek Centkowski – autor i konstruktor naszych „pływających domów” i niżej podpisany Stanisław Iwiński – „kronikarz” wypraw. Dołączył do nas Kazimierz Połcik, kapitan jachtowy i współwłaściciel firmy MASTPOL. Jak widać wszyscy związani od kilkudziesięciu lat z jachtingiem i branżą nautyczną.
W ostatniej chwili do naszego jachtu przyłączyły się dwa “produkty” z Mazurii: jachty Marim 23 i 808. Zawsze raźniej płynąć w większej grupie i wzajemnie się wspierać.
Z Balt-Yachtem przez świat – z Gdyni do Górek Zachodnich.
Pierwszy etap, tak na rozgrzewkę, prowadził przez zatokę Gdańską. Pewnie nie byłoby o tym co specjalnie pisać, gdyby nie to, że po południu w porze ruszania z Gdyni zaczęło mocniej podwiewać.
Płaskodenne „houseboaty” nie bardzo lubią poruszać się po większych falach, a im dalej w głąb zatoki były one coraz wyższe. Miejscami w szkwałach było nawet 20 w, więc postanowiliśmy zmienić naszą początkową marszrutę prowadząca prosto do ujścia Wisły Śmiałej. Przyjęliśmy kurs na wejście do portu Gdańsk i ostatni odcinek pokonaliśmy po spokojnej wodzie kanałów portowych oraz Martwej Wisły.
Z Gdyni wyruszyliśmy o godzinie 16:30, aby do gościnnej Mariny Przełom w Górkach dotrzeć i zacumować o 19:40. Przyjęliśmy prędkość cruisingową do poruszania się na trasie na około 9 km/h, tak aby wszystkie jachty mogły trzymać się w miarę razem. Myślę, że dobrym i rozsądnym posunięciem było wpłynięcie pod osłonę brzegu i spokojne poruszanie się po wodzie przez ostatnią część I etapu.
Ciepły wieczór pozwolił nam na delektowanie się chwilą w czasie postoju w wygodnej marinie. Siedząc w obszernym kokpicie rufowym SunCampera 35 delektowaliśmy się dobrą whisky, jak przystało na prawdziwych żeglarzy i „obieżyświatów”.
Balt-Yachtem przez świat – Z Górek do Elbląga
Drugi etap naszego rejsu zapowiadał się wręcz komfortowo. Na trasie nie ma zbyt wielu przeszkód, a szlak prowadzi po gładkich osłoniętych wodach. Startujemy o 8:30 i do śluzy Przegalina docieramy tuż przed 10.
Po drodze mijamy stocznię Galeon i nasz dowódca – szef Bat-Yachtu – w zgodzie z dobrymi obyczajami przesyła „adres” dla swojego odpowiednika – szefa stoczni ze Straszyna. Adres przyjęty i potwierdzony, więc trzema krótkim sygnałami żegnamy się i płyniemy dalej. Po drodze mijamy, jeszcze do niedawna duże utrudnienie na tej trasie, czyli ślad po dawnym moście pontonowym.
Bez problemu przechodzimy pod nową przeprawą mostową i po kilkunastu minutach jesteśmy przy Przegalinie. Nie ma innych chętnych do śluzowania i po szybkim telefonie wrota otwierają się, a my wpływamy do środka. Cała przeprawa nie zajmuje nawet 10 minut i o 9:58 jesteśmy w nurcie Wisły. Patrząc w lewo widać jej ujście i wyspę – rezerwat, ale nie mamy czasu, aby zobaczyć wszystko z bliska. Ruszamy pod prąd. Prędkość spada o około 2 – 3 km/h, to efekt nurtu rzeki, choć właściwie tego nie widać. Wisła na tym odcinku głęboka nawet na 5 – 6 m, ale nie ma na tym odcinku nic specjalnie ciekawego.
Po 45 minutach dopływamy do śluzy Gdańsk Głowa. Ruch praktycznie żaden, choć akurat ktoś śluzuje się w przeciwnym kierunku i musimy 5 minut poczekać. Obie śluzy na wejściu i wyjściu z Wisły mają przy tym stanie wody niewielkie różnice poziomów.
Na odcinku Pętli Żuławskiej
Od śluzy Gdańsk Głowa zaczyna się właściwa trasa Pętli Żuławskiej. Po wpłynięciu na Szkarpawę robi się o wiele ciekawiej, poprawia się krajobraz. Na odcinku Szkarpawy nie ma więcej śluz, ale jest kilka mostów zwodzonych. Ten w śluzie oraz następny w Drewnicy (prześwit ok. 3 m) pokonujemy „z biegu”, bez potrzeby jego otwierania, ale jednostki wyższe muszą prosić o ich podniesienie lub czekać na oficjalne godziny otwarcia.
Po drodze jest kilka niedużych pomostów do cumowania. Pierwsza przystań z prawdziwego zdarzenia jest w Rybinie, mniej więcej w połowie Szkarpawy. W tym miejscu szlak rozwidla się. W lewo odbija Wisła Królewiecka, która przez Sztutowo prowadzi do Zalewu Wiślanego.
Do Rybiny docieramy ok. 13.00, po niecałych 5 godzinach od wypłynięcia z Górek Zachodnich. Postanawiamy zrobić przerwę, odświeżyć się w marinie i zjeść obiad w miejscowej restauracji Swantewid. Również restauracja jest jedynym na tej trasie lokalem godnym tej nazwy.
Mamy dwie godziny na wszystko, bo musimy zdążyć na otwarcie mostu zwodzonego, podnoszonego o 15, w rytmie co dwie godziny nieparzyste.
Nasza trasa prowadzi dalej Szkarpawą w kierunku ujścia Nogatu do Zalewu, potem Nogatem do kanału Jagiellońskiego, którym docieramy do Elbląga o 18. Zaraz przy wejściu do Elbląga jest dobrze wyposażona marina Jachtklubu Elbląskiego, ale położona jest daleko od centrum miasta. Dobra na przespanie i rano ruszenie dalej. My wybieramy przystań „Fala” w samym centrum, tuż przed ostatnim podnoszonym mostem przy wyjściu z miasta.
Mamy jutro do pokonania najdłuższy i najtrudniejszy odcinek, więc chcemy wyruszyć jak najwcześniej. Marina nie jest wielka i zbyt komfortowa. Ma jednak prąd, wodę, skromne sanitariaty i bardzo miłą obsługę.
Balt-Yachtem przez świat – z Elbląga przez pochylnie kanału Elbląskiego do Jezioraka
Trzeci dzień naszej podróży jest najważniejszym. Mamy na trasie do pokonania 5 pochylni, prawdziwy „8 cud świata” w kategorii ciągle pracujących urządzeń hydrotechnicznych.
Warto przypomnieć jak opisywałem moje pierwsze spotkanie z kanałem Elbląskim 10 lat temu:
„Prace przy budowie kanału ruszyły ok. 1837 roku, wraz z włączeniem w prace inżyniera Jakuba Georga Steenke’go. Pochodził z Królewca. W momencie powierzenia mu pieczy nad budową piastował stanowisko Inspektora Grobli i Wałów w Elblągu i miał już w swoim dorobku realizacje kanału Sekenburskiego w dorzeczu rzeki Niemen. Młody inżynier zaangażował się w przedsięwzięcie maksymalnie, oddał się tej idei całkowicie. Pierwszą jego zasługą było ostateczne wytyczenie szlaku kanału, drugą i zasadniczą, nadanie mu niezwykłej, unikatowej w skali światowej konstrukcji. Zajęło mu to 23 lata ciężkiej pracy, studiowania i poznawania różnorodnych rozwiązań konstrukcyjnych. Przełomowym momentem był chyba wyjazd do USA, gdzie podglądał zastosowane na Kanale Morris pochylnie, po których przewożono na specjalnych wózkach statki. Steenke poszedł jednak dalej. Zaczerpnął z amerykańskiej idei wózki i szyny, ale w miejsce komór śluzowych, którymi zakończone były odcinki pochylni, wprowadził rozwiązanie z tzw. „pochylniami wierzchołkowymi”. To one sprawiły, że z czystym sumieniem mógł powiedzieć Królowi Prus, że takiego urządzenia nie ma nikt na świecie. I do dzisiaj nic się nie zmieniło.”
„Kanał Oberlandzki, bo taka nazwę przyjęto, uroczyście otwarto 31 sierpnia 1860 roku. System składał się jeszcze przez kilka lat z pochylni: Buczyniec, Kąty, Oleśnica, Jelonki, po których jeździły po dwa wózki ciągnięte przez liny. Do ich poruszania użyto napędu z zastosowaniem prostego koła wodnego. Ostatnią w Całunach wykonano dwadzieścia lat później i w jedynej zastosowano dużo bardziej nowoczesne na owe czasy rozwiązanie z turbiną wodną. Pochylnie, które sprawiły tyle trudności budowniczym, rozwiązują główny problem na trasie kanału. Jest ich pięć, każda o zbliżonej długości od 350 do 550m, różnicy poziomów od 13 do 24,5 m i rozstawionych od 2 do 2,9 km. W sumie na długości niecałych 10 kilometrów przewożone łodzie i statki pokonują różnicę wysokości 99 m!
Imponujące wrażenie robi dzisiaj niezwykła precyzja z jaką wytyczono drogę przebiegu lin, nachylenie kół kierunkowych czy wreszcie sprawność napędu hydraulicznego. Konstruktorzy nie dysponując współczesną techniką obliczeniową i komputerem, potrafili opracować urządzenie, które w niezmienionej formie pracuje sprawnie od 150 lat! I są dzisiaj jedynymi tak pracującymi urządzeniami hydrotechnicznymi!”
Zaczynamy dzień od przepłynięcia punktualnie o 7 rano pod otwieranymi o tej właśnie porze dwoma mostami. Śniadanie przygotowujemy w mesie w trakcie płynięcia. Po kilkudziesięciu minutach wpływamy na jezioro Drużno. Jest niesamowicie pięknie. Zbiornik jest sporych rozmiarów, ale całkowicie zarośnięty. Przez środek prowadzi przetarty szlak, a po obu stronach fantastyczny rezerwat przyrody. Prawdziwy raj dla tysięcy rozmaitych gatunków ptaków. Coś pięknego i naturalnego.
Przez pochylnie
O godzinie 9:30 jesteśmy u podnóża pochylni Całuny. Jesteśmy pierwsi na szlaku i od razu będziemy przewożeni do góry. Przystępujemy do prawdziwego ceremoniału logistycznego. Pochylnie obsługują praktycznie 2 osoby. Najpierw musimy udać się do budynku maszynowni, aby opłacić przeprawę. Za 3 łodzie i od razy wszystkie pochylnie płacimy ok. 111 złotych. Nie jest to opłata wygórowana za taką przyjemność.
Po wpłynięciu i ustawieniu jachtu w odpowiednim miejscu na wózku, musimy uderzyć dwukrotnie w specjalny gong, dając sygnał gotowości do jazdy. Usłyszawszy go, pracownik w budce na górze pochylni pociąga za specjalny sznurek, przekazując z kolei w ten sposób informację do maszynowni, aby uruchomić „maszynerię”. Obsługujący ją otwiera specjalną zastawkę i „puszcza” wodę napędzającą cały system. Bez prądu i żadnych napędów mechanicznych! Nam pozostaje tylko utrzymywać jacht w środku wózka zanim na nim osiądzie i w ostatniej fazie dojazdu na następny poziom. Wszystko prosto i ekologicznie.
Te same czynności wykonujemy na kolejnych pochylniach: Jelenie, Oleśnica, Kąty i Buczyniec. Z naszego kierunku nie ma zbyt wielu jednostek, pusto, dzięki czemu przeprawiamy się w miarę szybko. Od strony Ostródy jest więcej chętnych, szczególnie na dwóch pierwszych od tamtej strony pochylniach, głównie zwiedzających kanał na pokładach jednostek pasażerskich.
Pokonanie wszystkich przepraw zajęło nam w sumie 2,5 godziny. Równo w samo południe cumujemy na krótką przerwę przy pomoście w Buczyńcu.
Kanał Elbląski
Właściwie stąd zaczyna się prawdziwy kanał Elbląski. Droga wodna jest niezbyt szeroka, co i raz przepływamy pod mostkami, pod którymi należy uważać na betonowe ostrogi ograniczające pod nimi szerokość przeprawy.
Po dwóch godzinach mijamy Małdyty i wpływamy na bardzo ładne jezioro Ruda Woda. Jest tutaj kilka miejsc, gdzie można dobić, stanąć i skorzystać z poszukania nielicznych, niestety, na szlaku restauracji.
O 16 dopływamy do Miłomłyna i obok śluzy skręcamy w kierunku Jezioraka. Szlak jest coraz węższy i niestety dosyć płytki. Trochę to dziwne, bo podobno przeszedł rewitalizację. Jego głębokość praktycznie na całej długości waha się w granicach 0,8 – 1 m. Przy okazji warto zwrócić uwagę na odcinek obok jeziora Karnickiego, którego tafla leży poniżej kanału biegnącego specjalną groblą.
Do celu, mariny Siemiany, dopływamy o godzinie 6 po południu, po 11 godzinach od startu z Elbląga. Mamy tutaj wszystko co potrzeba, od mediów do dobrze wyposażonych sanitariatów. W dodatku możemy wybrać się do jednej z licznych restauracji. Życie żeglarskie w Siemianach tętniło pełnym gwarem licznych wodnych turystów.
Balt-Yachtem przez świat – po Jezioraku
Ostatni dzień rejsu przeznaczony jest na dotarcie do portu Iława. Tam czekała już ciężarówka, która miała zabrać nasz jacht do stoczni. Myślę, że na eksplorację Jezioraka, jeziora o najdłuższej linii brzegowej w Polsce, warto poświęcić oddzielny rejs. Jest tutaj zupełnie dobrze rozwinięta infrastruktura portowa, są też urokliwe miejsca do kotwiczenia „na dziko”.
Piękne zatoczki, przejścia z jednego jeziora na drugie, a przede wszystkim dużo mniejszy ruch niż na zatłoczonych Mazurach, wprost zachęcają do niczym niezmąconej podróży zarówno na jachtach żaglowych, jak i motorowych.
Po 2 godzinach od wyjścia z mariny Siemiany dopływamy do Iławy. Portowy dźwig sprawnie ładuje SunCampera na lawetę, a nam pozostaje jedynie podsumować na gorąco, to co przeżyliśmy przez cztery ostatnie dni.
Balt-Yachtem przez świat – podsumowanie rejsu
Przez cztery dni żeglugi pokonaliśmy około 215 km szlaku wodnego o bardzo zróżnicowanym charakterze – od akwenu morskiego poprzez rzeki, kanały na jeziorach skończywszy.
Najdłuższy był odcinek z Elbląga do Siemian, który miał ponad 80 km. SunCamper 35 sprawdził się doskonale, zarówno pod względem dzielności, jak i wygody podróżowania. Jest szczególnie predestynowany do takich szlaków ze względu na swoje gabaryty.
Kanał Elbląski, ze względu na wymiary wózków na pochylniach i rozmiary niektórych śluz, ograniczony jest dla jednostek o maksymalnej szerokości 3,35. Przy czym ważna jest też część podwodna, która jest na nich zmniejszona do 2,60 m ze względu na stalowe skosy konstrukcyjne.
Kolejnym ograniczeniem są mosty o niezbyt dużych prześwitach. SunCamper 35 mający wysokość (po złożeniu masztu) około 2,90 mieści się pod wszystkimi przeprawami z wyjątkiem mostu w Rybinie i Elblągu. Wyższe jachty mogą przeprawiać się pod mostami jedynie w godzinach otwarcia, co wydłuża i utrudnia żeglugę. Bardzo ważne jest, aby jacht nie miał zbyt dużego zanurzenia.
Najpłytszy był odcinek od Miłomłyna do Siemian, mający miejscami zaledwie 80 cm głębokości! Ze względu na ubogą infrastrukturę nadbrzeżną na trasie, warto płynąć jednostką o dużej samodzielności. Na SunCamperze 35, płynąc w cztery osoby, nie musieliśmy ani razu uzupełniać wody, prądu, paliwa czy też usuwać ścieki. Jacht przystosowany jest do pływania maksymalnie w 7 osób, ale na taką wyprawę najlepiej udać się w 3 – 4 osobowej załodze.
Jacek Centkowski – refleksje z rejsu:
- Zgrana załoga w podobnym wieku, gwarancją udanego rejsu.
- Najpiękniejszy odcinek rejsu, to pokonywanie jeziora Drużno za Elblągiem.
- Optymalne odcinki dzienne to około 50 km. Nasz ostatni etap Elbląg – Siemiany (około 90 km) był zbyt długi, ale konieczny ze względu na plan rejsu.
- Optymalny rejs tą trasą (około 180 km) powinien trwać 4 – 5 dni, z noclegiem na jeziorze np. Ruda Woda.
- Kanał z Małdyt przez Miłomłyn do Jezioraka był dziki i piękny, ale w ostatnim odcinku zaniedbany, a opadające gałęzie drzew utrudniają żeglugę wyższym jednostkom.
- Zaskoczeniem był jedyny niski (3,5 m) mostek za Miłomłynem, na tle pozostałych mostków o bezpiecznej wysokości około 4 m plus.
- Do optymalnego pokonywania pochylni najlepiej nadają się jednostki o szerokości 2,5 – 3 m, z 2 lub 3 kilami lub o możliwie płaskim dnie.
- SunCamper 35 mający 3 kile na jednej wysokości stoi stabilnie w centrum wózka.
- Wskazane jest, aby jachty pokonujące pochylnie miały przynajmniej dziobowy ster strumieniowy.
- Minimalna optymalna załoga to 3 osoby, sternik oraz 2 pomocników do cumowania z dziobu i rufy do wózka pochylnianego.
- Na pochylni KĄTY należy omijać poprzeczny strumień wody zakłócający dopływanie do wózka.
Benedykt Kozłowski – przepłynęliśmy około 215 kilometrów po przepięknej trasie
Plusy:
- Super wypoczynek na łodzi w dwie strony, w jeden tydzień
- Ciekawe atrakcje hydrotechniczne, jak podnoszone mosty, śluzy, pochylnie.
- Ładne jezioro Drużno z siedliskiem ptaków.
- Dobra infrastruktura na Jezioraku.
- Piękny port Marina Iława z miłą obsługą.
Minusy:
- Słabe oznakowanie trasy.
- Niektóre odcinki źle utrzymane (zielsko).
- Wysokości pod mostami muszą być sprawdzone i podane właściwie.
- Należy stanowczo poprawić jakość infrastruktury niektórych marin.
Brak czasu nie pozwolił nam na dłuższe cieszenie się radością żeglugi tym bardziej, że wyjątkowo dopisywała nam pogoda. I to zarówno w dzień, jak i w nocy. I tylko jedna rzecz była nieznośna w tym rejsie: chmary gzów, które zaatakowały nas i niemiłosiernie pogryzły na odcinku od Drużna do Miłomłyna. Ale cóż, kto żeglował tyle co my wie, że nie ma na nie sposobu i są przykrym, niestety, dodatkiem do radości spędzania czasu wolnego na wodach śródlądowych w okresie letnim.
Pozostaje jeszcze tylko jedno pytanie: jaka trasę wymyśli nam nasz dowódca z Balt-Yachtu w przyszłym roku. Bo jedno jest pewne, naszym domem będzie SunCamper lub inny „houseboat” z augustowskiej stoczni.
Tekst i zdjęcia Stanisław Iwiński.