Rozmowa z Pawłem Tarnowskim – reprezentantem Polski w windsurfingowej klasie IQ Foil na regaty olimpijskie w Marsylii – na temat przygotowań do paryskich igrzysk, specyfice żeglugi na hydroskrzydłach, podejściu do zawodowego sportu i… zmianie gabarytów ciała. Rozmawiał Paweł Paterek.

55th Semaine Olympique Française – Toulon Provence Méditerranée. With two regattas: Qualified Nations and The Last Chance Regatta © Sailing Energy / Semaine Olympique Française 21 April, 2024

Paweł Paterek (PP) – Gratulacje za tytuł wicemistrza świata, drugie miejsce w IQ Foil Gaes i wygraną w PŚ na Majorce. Wywalczyłeś nominację olimpijską, ale była to długa droga, pełna sportowej walki. Radość musi być teraz ogromna, bo zrobiłeś duży krok w kierunku spełnienia marzeń…

Paweł Tarnowski (PT) – Było to wiele miesięcy przygotowań. Cieszę się, że wszystko poszło w dobrą stronę. Trzeba było pokazać ducha walki i udowodnić, przede wszystkim sobie, że jestem w stanie walczy o medale. Wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej nie traktuję w kategorii wielkiego sukcesu – choć oczywiście jest to osiągnięcie – ale głównie traktuję to jako pewien etap na drodze po olimpijski medal, który jest moim marzeniem. Tak się do tego nastawiam. 

(PP) – Czy w tej kilkuletniej drodze na igrzyska były jakieś zwątpienia, trudniejsze chwile?

(PT) – Miałem kilka takich sytuacji. Szczególnie w okresie japońskich igrzysk, po tym jak zapadła decyzja o zmianie klasy na przyszłych igrzyskach, a jednocześnie opóźniono IO w Tokio o rok. Podjąłem wówczas decyzje, żeby zrobić sobie roczną przerwę od żeglugi w klasie RS:X, na której dla mnie nie było już sensu pływać. Sytuacja była taka, że w ostatnim okresie zrobiłem historyczny wynik, byłem najlepszym Polakiem w tamtym czasie w klasie RS:X, ale rok wcześniej potraciłem kilka punktów, które miały znaczenie w kwalifikacjach do Tokio. Wiedziałem, że komisja decyzyjna PZŻ zdecydowała, że na Igrzyska do Tokio nie pojadę i w tamtym momencie nie było chyba sensu kontynuować kariery na RS:X, bo wiadomo było, że na kolejnych regatach olimpijskich nastąpi zmiana klasy. Ja od wielu lat robiłem mnóstwo ciekawych rzeczy – między innymi kontynuowałem studia. W tamtym czasie chciałem się sprawdzić także w innych sferach życia niż wyczynowy sport. To mi się udało, z czego jestem bardzo zadowolony. Więc nie były to chyba momenty zwątpienia, ale po prostu chęć zobaczenia czy jest coś poza sportem, a w tym celu robiłem studia na przykład i rozwijałem się w wielu różnych kierunkach. Chciałem wiedzieć jak mi to wszystko pójdzie i czy się w tym sprawdzę. Przez dłuższy czas nie dawało mi to spokoju. Miałem więc taki trzyletni epizod zawodowy, poza sportem. Bardzo mi się to podobało i jestem z tej przygody zadowolony. Dało mi to dużo perspektywy na obecny czas. Podczas przygotowań i treningów. Mam teraz dużo więcej spokoju i opanowania.  

(PP) – Czy łatwo, pod względem fizycznym i psychologicznym, było się przesiąść z klasy RS:X na fruwającego IQ Foila?

(PT) – Dla mnie nie było to trudne. Ja zawsze lubiłem prędkość i dynamikę. Próbowałem tego na wiele sposobów. W przerwie od żeglarstwa udało mi się zrobić licencję skoczka spadochronowego, paralotniarza, kurs nurkowy. Kilka rzeczy, na które wcześniej nie miałem czasu. Ale podczas przechodzenia do klasy IQ Foil wiele z tego bardzo mi się przydało. Zmiana klasy odbyła się dosyć płynnie. Prędkość generalnie nie robiła na mnie wrażenia. Lecąc ze spadochronem 4 km nad ziemią osiągasz dużo większe prędkości. Ponad 200 km/godz., czy nawet 300, 350 (jak leci się głową w dół) – więc przy tym wszystkim IQ Foil jest oczywiście „miły i przyjemny”, ale do takich ekstremum jeszcze mu daleko.

(PP) – IQ Foil to czysta prędkość, ale taktyka też jest niezwykle istotna. Podczas najważniejszych imprez wyglądało, że rozpędzasz się z każdym etapem regat. Czy można powiedzieć, że format regat ci pasuje?

(PT) – Tak, format regat mi pasuje. Jest bardzo ciekawy. Pozwala każdemu zawodnikowi z pierwszej dziesiątki wygrać regaty. Ma to oczywiście plusy i minusy. Generalnie, jeśli chodzi o żeglowanie na IQ Foilu to czuję, że z każdymi zawodami się rozpędzam, czuję się coraz lepiej. W sumie wyniki też to pokazują. Ten sezon od początku należy do udanych. Wcześniej miałem już obiecujące występy. Wygrałem zawody IQ Games, byłem siódmy na MŚ, w zeszłym roku byłem również siódmy na PŚ na Majorce – więc zawsze koło tej ścisłej czołówki mocno się kręciłem. Nie zawsze udawało mi się to wykończyć. Do tego trzeba było dopracować kilka ważnych elementów, które już istniały, ale wymagalny jeszcze doszlifowania. W tym roku to już zadziałało. Odpowiednia liczba godzin na wodzie, odpowiednie przygotowanie techniczne, psychologiczne, motywacja, nastawienie, strategia, taktyka żeglarska, doświadczenie – to wszystko udało mi się zgrać w jedną całość i zamknąć to klamrą pt; doświadczony, przygotowany, szybki, wydolny i silny zawodnik. Nie ukrywam, że przy tym wszystkim presja była, bo walczyliśmy o kwalifikacje olimpijskie, ale udało mi się „opanować głowę”. Pozwoliłem sobie na takie luźne pływanie. Na zasadzie; co będzie jak mi tutaj pójdzie dobrze? Co będzie, jak popłynę dobrze ten wyścig, a nie na zasadzie „O Boże muszę to koniecznie wygrać!”. To nastawienie bardzo się sprawdziło. Do samych finałów na MŚ podszedłem już zupełnie optymistycznie nastawiony. Wiedziałem, że może się wszystko wydarzyć. Mogę zrobić falstart, mogę przypłynąć ostatni, ale mogę też wygrać. I tak się stałoWszystko poszło po dobrej myśli. Bardzo się cieszę z tego wicemistrzostwa świata.

(PP) – Czy bardzo różni się czołówka, która wygrywała zawody RS:X w stosunku IQ Foila? W nowej klasie ważna jest fizyczność, czyli odpowiednia masa ciała?

(PT) – W tej klasie zawodnicy są zdecydowanie ciężsi niż w RS:X. Nie są to nawet inni żeglarze (choć niewielka zmiana pokoleniowa nastąpiła), ale kiedyś byłem jednym z najmłodszych w stawce, a teraz jestem gdzieś pośrodku, jeśli chodzi o wiek. Dosyć szybko trzeba było dorzucić te kilogramy i poczuć się dobrze w swoim „nowym” ciele. Przybrałem na wadzenie prawie 20 kg. i na początku nie było to komfortowe. Raptowne przeskoczenie z 75 kg na 90 i więcej kilogramów to jest coś. Naprawdę dziwnie się czułem w swojej większej posturze. To mi trochę przeszkadzało. Przez pewien czas nie mogłem się z tym oswoić. Dużo by o tym z resztą mówić. Po roku, półtora udało mi się już wszystko dograć pod tym względem. Teraz te moje nowe gabaryty już mi nie przeszkadzają, a wręcz pomagają.

(PP) – Wróćmy jeszcze do formatu rozgrywania regat, gdzie w wyścigu medalowym zwycięzca bierze wszystko, czyli niejako kasują się dotychczasowe dokonania punktowe podczas całych zawodów? 

(PT) – Zrobiono to, żeby było więcej emocji i mniej niewiadomych w samych finałach. Wszystko po to, aby było to bardziej czytelne dla kibica i oczywiste w relacji telewizyjnej. Myślę, że jest to dobre, bo znam wiele osób, które przekazuje mi informacje, że się to super ogląda, że są mega emocje. Do samej mety nie wiadomo kto wygra. W poprzednich formatach dla zewnętrznego widza mogło to być nieczytelne. Dla nas są oczywiście minusy. W teorii jak jesteś po głównej fazie regat liderem, albo np. czwarty to może się wszystko zmienić. Jak jesteś pierwszy, to możesz spaść najdalej na trzecie miejsce, jak jesteś czwarty – możesz spać nawet na miejsce dziesiąte. Jak jesteś drugi lub trzeci możesz spać na piąte i być mocno niezadowolonym. Ale możliwe są też zupełnie odwrotne scenariusze. Szczerze mówiąc zdaję sobie sprawę, że na te regulaminy nie mam żadnego wpływu więc dostosowuję się do nich bez żadnego komentarza. Robię po prostu swoje i dbam o to na co mam wpływ.

(PP) – O olimpijską nominację walczyłeś sam, choć oczywiście wraz z całą reprezentacją Polski. Teraz rozpoczyna się już prawdziwie drużynowa współpraca, przy czym wszyscy muszą pracować na Ciebie. Mam na myśli nie tylko trenerów, ale i sparingpartnerów.

(PT) – My od samego początku współpracowaliśmy jako jeden wielki team. Od momentu powstania kadry olimpijskiej IQ Foila wszyscy zgodnie zaczęliśmy pracować i trenować. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy to była w stu procentach współpraca drużynowa. Ja osobiście traktuję to jako pracę wspólną, bo w żeglarstwie w pojedynkę niewiele można osiągnąć. Oczywiście na regatach ścigamy się indywidualnie, każdy walczy o swój cel. Ja rywalizuję z całą stawką. W takich momentach nie jest ważne czy ktoś jest z Polski, czy nie. Jest współzawodnictwo i każdy chce wygrać. Jeśli chodzi o aktualne przygotowania, to niewiele się zmieni. Wciąż trenujemy razem. Nie wygląda to jednak w ten sposób, że wszystko jest podporządkowane pode mnie. Inni zawodnicy też mają z tego korzyści. Mają możliwość trenowania na bardzo wysokim poziomie. Wywierają na mnie presję, żebym nie miał spokoju na treningach. Cały czas się wzajemnie motywujemy. Ja też powoduję, że moi koledzy są coraz szybsi. Myślę, że inni też mogą się sporo nauczyć ode mnie. Szczególnie młodsi zawodnicy, którzy wciąż budują swoje doświadczenie i umiejętności. Ja też dużo uczyłem się od starszych kolegów, jak choćby od Przemka Miarczyńskiego, czy innych chłopaków.    

(PP) – Bardzo dużo pracy czeka was w selekcji sprzętu, a i tak najważniejsze rzeczy dostarcza organizator na same igrzyska olimpijskie. 

(PT) – Organizator dostarcza w zasadzie cały sprzęt. Jest to podzielone na transze. Najpierw dostaniemy zestaw hydroskrzydeł, czyli wszystko to co płynie pod wodą i łączy hydroskrzydło z deską, czyli maszt, fuselage, przednie i tylne skrzydło. Ten zestaw dostajemy już pod koniec kwietniowych zawodów w Hyeres. Każdy zawodnik wylosuje cztery komplety, które będzie mógł testować. Po czym trzeba będzie wybrać jeden Foil i jeden zapasowy. Dwa odrzucamy i na tym wybranym sprzęcie możemy żeglować do samych igrzysk. Przy czym nie ma możliwości dokonywania żadnych modyfikacji. Żadnego szlifowania, żadnych poprawek. Mam nadzieję, że wszyscy rywale się do tych rygorów zastosują. Deska i żagiel dostarczone zostaną przez organizatora tuż przed igrzyskami. Zamysł jest taki, żeby o wyniku decydowały umiejętności indywidualne, a nie sprzęt. 

(PP) – Jak wygląda Twój harmonogram przygotowań przed regatami olimpijskimi w Marsylii? 

(PT) – Najpierw treningi i regaty we Francji – French Olympic Week w Hyères, a potem już tylko zgrupowania na akwenie olimpijskim w Marsylii. Po to, żeby jak najlepiej poznać jego specyfikę. 

(PP) – Dziękuję bardzo za rozmowę. Trzymamy kciuki, bo ta nagroda, która czeka we Francji należy się mało komu tak jak Tobie – za ciężką pracę, za tyle wyrzeczeń, poświęceń, za piękną sportową drogę przebytą przez Ciebie w tym kierunku. 

(PT) – Nagroda należy się wielu zawodnikom z wielu krajów, ja natomiast postaram się pokazać, że mi należy ona najbardziej i mam nadzieję, że się uda. Trzymajcie kciuki! 

Rozmawiał Paweł Paterek, zdjęcia SAILINGENERGY/Paweł Paterek.