Maciek Rutkowski jest jedynym polskim zawodowym mistrzem świata windsurfingowej organizacji PWA w konkurencji slalom. Teraz rusza do Japonii bronić tytułu. W zeszłym sezonie zdobył złoto w niezwykle emocjonujących okolicznościach. Żeby powtórzyć sukces znów potrzeba naprawdę dobrego żeglowania i… trochę szczęścia. 

W zeszłym sezonie o tytuł mistrza świata też walczyło się do ostatnich wyścigów kończącego cykl Pucharu Świata regat w Japonii. Maciek Rutkowski startował do walki o złoto z pozycji wicelidera klasyfikacji generalnej w slalomie. W przeddzień zakończenia zawodów w walce o tron liczyło się tylko dwóch zawodników – Polak i Włoch Matteo lachino. Rutkowski był nawet w nieco lepszej sytuacji. Ale w wyścigu ćwierćfinałowym zaliczył wywrotkę spowodowaną napłynięciem na plastikową torbę. Wydawało się, że właśnie w tym momencie mistrzostwo świata w slalomie uciekło bezpowrotnie. Finał odbywał się bez Maćka, a w dodatku, żeby marzyć o polskim medalu musiało spełnić się aż kilka korzystnych (acz mało realnych) scenariuszy. Ułożyło się jak najlepiej dla polskiego windsurfera. Rywale nie zdołali wykorzystać swoich szans. O złocie decydowały małe punkty, czyli drugie miejsce Rutkowskiego wywalczone na niemieckiej wyspie Sylt. Matteo lachino najwyżej w PŚ był wówczas trzeci. Mistrzem świata w prestiżowym slalomie został Maciek Rutkowski

Teraz sytuacja jest niemal bliźniaczo podobna. Po tegorocznych zawodach na wyspie Sylt Polak wciąż jest liderem klasyfikacji generalnej w slalomie, ale Matteo lachino jest tuż obok niego na pozycji wicelidera. Włoch ma taką samą liczbę punktów – 30300. Polski zawodnik sezon obrony tytułu zaczął wybornie – wygrywając regaty na jeziorze Garda, potem był drugi na Gran Canarii, na Fuerteventurze – szósty, w Niemczach organizatorzy nie zdołali przeprowadzić wystarczająco dużo wyścigów w slalomie (co dało by szansę pokazania wszystkich swoich możliwości), ponieważ musieli dzielić czas na rozgrywanie konkurencji pomiędzy slalom, freestyle i wave. Rutkowski zakończył regaty na ósmym miejscu. Konkurenci zbliżyli niebezpiecznie blisko. 

Maciek czuje ciężar złota na szyi: „…Jestem numerem 1 na Świecie nieprzerwanie od ponad 11 miesięcy, stałem się celem, a codziennie wstaje z łóżka z ciężarem odpowiedzialności i wysokich oczekiwań… – pisze w swoich mediach – To niesamowite jak dużo można się nauczyć o sobie w nowej sytuacji i jak punkt siedzenia potrafi zmienić wszystko!”   

Finałowe zawody Pucharu Świata w slalomie dobędą się w japońskiej miejscowości Yokosuka w dniach 10-14 listopada. O czołowe miejsca bić się będą nie tylko Polak i Włoch. Tuż za nimi, z nieznacznie mniejszą liczbą punktów, są Francuz Pierre Mortefon i Duńczyk Johan Soe. Swoją szansę wietrzy też tegoroczny zwycięzca z wyspy Sylt – Duńczyk Amado Vrieswijk. 

Znamy wszyscy amerykański film „Złoto dla zuchwałych”, ale znaczenie słowa zuchwały trzeba sobie raczej przypomnieć. Zuchwały to: „zbyt pewny siebie i lekceważący innych”, ale też „bardzo odważny i skłonny do ryzykowania” – W Japonii trzeba będzie to wszystko sensownie pogodzić, żeby wygrać. Tym bardziej, że windsurfingowy slalom to istny rollercoaster – wszystko zmienia się w mgnieniu oka. Kraksy, upadki, błędy na zwrotach, zła taktyka – jest się gdzie pomylić. A dotychczasowa punktacja układa się dosyć jednoznacznie – kto wygra na japońskich wyspach – ten w tym sezonie wygra wszystko. Będzie trudno, ale słodycz zwycięstwa smakuje lepiej, gdy drożej kosztuje. 

Tekst i zdjęcia Paweł Paterek.