Grzegorz Baranowski ma bardzo wiele tytułów na swoim żeglarskim koncie. Z Karolem Jabłońskim zdobył złoto mistrzostw świata w match racingu, z Romanem Paszke wygrał regaty Admiral’s Cup, był też członkiem włoskiego zespołu walczącego o Puchar Ameryki „+39”, a wcześniej brał udział w próbie stworzenia polskiego challengera „Polska 1”. Od 2020 roku jest kapitanem jachtu „I Love Poland”. Ostatnim sukcesem jest wygrana w oceanicznym wyścigu RORC Transatlantic Race. Porozmawialiśmy z Grzegorzem Baranowskim o tym rejsie, a także o tym jak dwa lata temu spędził za kołem sterowym 12 godzin bez przerwy.
RORC Transatlantic 2023/Arthur Daniel
Yachtsmen.eu – Po pierwsze wielkie gratulacje z powodu wyniku, ale też z szybkości z jaką opanowaliście jacht VO70 – jedną z najtrudniejszych maszyn oceanicznych na świecie.
Grzegorz Baranowski; Dziękuję bardzo za gratulacje. Zostaną przekazane załodze. Czy myśmy opanowali tę maszynę? Myślę, że jeszcze nie, bo to bardzo skomplikowana i trudna w obsłudze jednostka. My ją wciąż odkrywamy, jej tajemnice i jej możliwości. To jest proces, który nieustannie trwa. To jest bardzo dobrze, bo każdy z nas uczy się czegoś nowego. Tutaj nie mamy dwóch ustawień do jednego żagla, ale pięćdziesiąt ustawień do dwudziestu żagli. Żeby jacht żeglował optymalnie szybko trzeba zgrać ze sobą kilkaset elementów.
Yachtsmen.eu – Jak układaliście taktykę podczas tych regat? Czy reagowaliście na bieżąco, czy mieliście przygotowany generalny plan i realizowaliście go wiedząc, że żegluga przebiegać będzie w pasatach?
Grzegorz Baranowski; Jeszcze przed wyścigiem ustawiliśmy routing taki, że chcemy jak najszybciej dotrzeć w strefę pasatów i w tym obszarze się poruszać. Wiedzieliśmy, że tutaj będzie w miarę stały wiatr, około dwudziestu węzłów, które my lubimy. Lubi to też bardzo nasza łódka, a jak ona lubi to wtedy naprawdę ładnie „ciągnie”. Ale trzeba powiedzieć, że głównie skupiliśmy się na naszej żegludze i dobrym prowadzeniu jachtu, żeby mu jak najbardziej pomagać w osiąganiu optymalnej prędkości, albo żeby mu jak mniej przeszkadzać w płynięciu. Skutecznie to realizowaliśmy do połowy wyścigu. W drugiej części mieliśmy już dosyć sporą przewagę nad przeciwnikami, co pozwoliło nam troszeczkę zmienić taktykę. W tym sensie, że staraliśmy się rywali nieco pilnować, ale też nie odjeżdżając za bardzo od naszego założonego planu. Nie chcieliśmy zmieniać założeń, które od początku przyjął nasz nawigator – Konrad Lipski.
Yachtsmen.eu – Który moment w tym rejsie zdecydował o sukcesie?
Grzegorz Baranowski; Myślę, że początek. Na szczęście mieliśmy trochę wiatru, chociaż przez chwilę – przy Lanzarote – stanęliśmy na jakiś czas, bo tam bardzo kręciło. Później, kiedy przyszedł już równy wiatr robiliśmy to, co sobie zaplanowaliśmy. Dało nam to w miarę szybko trochę spokoju, choć trudno mówić o spokoju, kiedy ma się 100 mil przewagi. Na oceanie szybko można ten dystans stracić popełniając jakiś błąd techniczny.
Yachtsmen.eu – Dowodziłeś bardzo młodą załogą. Ważnym aspektem jest też to, że kolejni żeglarze zdobywają atlantyckie doświadczenie na tak wymagającym jachcie.
Grzegorz Baranowski; Dzięki Polskiej Fundacji Narodowej, która dała nam możliwość używania tego typu jachtu konsekwentnie realizujemy nasz program szkoleniowy. Super, że możemy z młodymi ludźmi potrenować, przekazać im wiedzę, doświadczenie i pokazać im kawał fajnego żeglarstwa. Nie oceniając nikogo – cieszymy się, że jesteśmy typowo polską załogą z młodymi ludźmi na pokładzie, którzy dopiero wchodzą w ten jachting oceaniczny. Wiadomo, że trzeba tutaj wykonać dużo pracy, bo nasz jacht to nie jest prosta jednostka. To jest superregatowa maszyna, która musi być obsługiwana profesjonalnie. Staramy się, żeby nasza załoga szybko stawała się w pełni profesjonalna, żeby jak najwięcej wyciągnąć z tej łodzi. Tutaj wszystko musi być przemyślane, zaplanowane, żeby też zapewnić bezpieczeństwo na tym jachcie, bo o problemy tutaj wcale nie jest trudno.
Yachtsmen.eu – Przybliż nam trochę informacji na temat specyfiki pracy na tym jachcie. W załodze jest 14 osób, a ile musi być na pokładzie np. podczas zwrotu na wiatr, ile na wiatr, a ile podczas stawiania genakera?
Grzegorz Baranowski; Załoga składa się z czternastu osób. Możemy powiedzieć, że jest nas – 12 +1+1. Czyli dwunastu ludzi do wacht i nawigator oraz osoba odpowiedzialna za media, czyli Robert Hajduk. Oni są poza systemem wacht. Jedziemy na dwie wachty. Cztery godziny pracy, cztery odpoczynku, po sześć osób. Przy czym podczas manewru na pokład wychodzą wszyscy. Czy śpisz, czy jesz, czy cokolwiek innego robisz, mimo tego, że masz „offa” – nie ma to znaczenia. Jeśli są manewry to u nas wszyscy wychodzą, aby zminimalizować ryzyko błędu. Chodzi także o szybkość wykonania manewru. Jest zdecydowanie lepiej jeśli jest pełna obsada na młynkach, przy kabestanach, kiedy większa liczba osób może przenieść, wyjąć czy zebrać ogromny żagiel. Trzeba dodać, że w ciągu nocy wszyscy muszą się dobrze do tego przygotować. Trzeba założyć buty, kamizelki – być w pełni sprawnym i bezpiecznym członkiem załogi. Po wykonaniu manewru, wszyscy poza wachtowymi szybko wracają pod pokład.
Yachtsmen.eu – Ile w przybliżeniu zmian żagli dokonaliście podczas tych regat, dokładania, refowania?
Grzegorz Baranowski; Relatywnie niedużo. Wystartowaliśmy na naszym foku J2 i grocie. A potem zmiany dotyczył naszego A3 – to jest taki spinaker rolowany, a genakerem konwencjonalnym z nylonu. Głównie między tymi dwoma żaglami dokonywaliśmy zmian. Dostawiając oczywiście różne inne żagle. Do zwykłego spinakera, takiego nylonowego, musimy dostawić spinaker stay saila, a jeśli idziemy troszkę wyżej to zamiast tego żagla musimy dostawić J4 i storm jiba, albo inny niewielki żagielek. Tych kombinacji jest dużo. Wszystko zależy od tego, jakim kątem idziemy do wiatru i jaka jest siła wiatru. Podczas tego wyścigu zrobiliśmy tych zmian kilkadziesiąt.
Jachty tej klasy zaprojektowane zostały w ten sposób, że cały czas muszą żeglować na krawędzi możliwości. Cały czas trzeba mieć postawione maksymalnie dużo żagla w stosunku do panujących warunków. Są oczywiście odpowiednie tabele stworzone już na etapie projektowania przez konstruktorów mówiące o tym jaki dokładnie zestaw będzie najlepszy przy odpowiedniej sile i kącie wiatru. My to wszystko musimy modyfikować i dopasowywać do naszych możliwości. Choćby takich jak to, że nie używamy obecnie tzw. Masthead Code 0. Mamy inne żagle, o nieco innej konstrukcji, kształcie, czy choćby materiałów, z których są wykonane.
Yachtsmen.eu – Jaki jest twój rekord bez snu na pokładzie „I Love Poland”?
Grzegorz Baranowski; Naprawdę nie wiem, bo kiedy pływamy coraz więcej i załoga jest coraz bardziej doświadczona to jest więcej tych momentów, gdzie można „odsapnąć”. Ale chyba dwa lata temu zdarzyło mi się dwanaście godzin „za kółkiem”. Nie pochwalam oczywiście tego typu przeciągania struny. Jak wszystko jest normalnie to nawet podczas jednej wachy zmieniamy się z sterem co godzinę, żeby być w lepszej formie. Podobnie trymerzy. Łatwiej jest zauważyć, że na przykład prędkość spada o 2-3 węzły. Ona z jakiegoś powodu spada. Trzeba poprawić ustawienia żagli, skorygować kurs – zareagować! Cały czas trzeba być mocno skoncentrowanym. Ale wtedy satysfakcja z prowadzenia tego jachtu jest jeszcze większa.
Rozmawiał Paweł Paterek/zdjęcia Arthur Daniel RORC.